Do
Wakefield dotarli chwilę przed południem. Michael o mało nie
wypluł własnego kręgosłupa. Czuł się źle, a spotkanie z ciężko
chorym przyjacielem wprowadzało go w coraz większe przygnębienie.
Była jednak też ekscytacja. Nie widział Petera tyle lat, że miał
ochotę frunąć do niego na skrzydłach.
Jego
służący zastukał kołatką w dobrze znane Michaelowi drzwi.
Ogromne brązowe 'wrota' widziały i odczuwały zabawy jakie
urządzali sobie chłopcy, za nim na każdego zrzucono brzemię
tytułu. To był szczęśliwy okres dla ich obu. Kochali się wtedy
jak bracia, żaden z nich nawet nie podejrzewał, że pewnego dnia
coś ich poróżni.
Michael
wyprostował się, kiedy drzwi otworzyły się i stanęła w nich
niska służąca. Wyglądała jakby była przerażona gośćmi.
Michael miał ochotę ją odsunąć i bez żadnych wyjaśnień po
prostu wejść.
-książę
Markus, do hrabiego Wakefield -Misha zasępił się, gdy usłyszał
tytuł jakim go zapowiedział służący. Wiedział oczywiście, że
tym sposobem szybciej dostaną się do środka i nikomu nie trzeba
będzie się tłumaczyć, ale nie znosił tego.
Służąca
zaprosiła ich do środa, a łysawy kamerdyner, który wyrósł tuż
przed Michaelem zaprowadził go do pokoju gościnnego, gdzie mógł
zmyć z siebie zapach konia i tonę kurzu.
Co
nie zmieniało faktu, że miał ochotę od razu pobiec do przyjaciela
i się z nim przywitać.
Przy
toaletce obmył twarz i dłonie. Nałożył na siebie czyste ubranie
i z bladym uśmiechem wyszedł z komnaty. Ruszył korytarzem w stronę
sypialni przyjaciela. Dobrze znał ten dom, nikt nie musiał go
oprowadzać. Z zamkniętymi oczami trafiłby do każdego
pomieszczenia, które by mu wskazano do odnalezienia.
Przed
sypialnią przyjaciela stało dwóch mężczyzn. Michael stanął
przed nimi i zmierzył ich wzrokiem. Górował nad nimi. Emanowała z
niego siła, tytuł książęcy miał wypisany na twarzy. Nikt nawet
nie podważał tego.
-książę
Markus...
Oboje
lekko się skłonili i otworzyli drzwi. Michael ledwo powstrzymał
się od przewrócenia oczami. Tytuł...
Kiedy
tylko przekroczył próg sypialni, odczuł wiszącą w niej śmierć.
To nie zapowiadało nic dobrego.
Zbladł,
gdy zobaczył przyjaciela leżącego na dużym łożu. Kiedyś
potężny mężczyzna, teraz ginął pośród pościeli.
Michael
chwiejnym krokiem ruszył w stronę łóżka. Nie przejmował się
dziwnymi spojrzeniami ludzi przebywających wraz z chorym. Łzy
stanęły mu w oczach. Musiał zagryźć mocno zęby, aby nie
pozwolić wydobyć się im z moich oczu.
-Peter
-wyszeptał i upadł tuż przy łóżku. Cały widok go przytłoczył,
złamał. Nie mógł patrzeć na bezwładne ciało. Zamknął oczy i
oparł czoło o łóżko.
-Michaelu,
to ty... -podniósł głowę jak tylko usłyszał cichy głos
przyjaciela.
-Peter...
Mój Boże... dlaczego tak późno mnie wzywasz?
Peter
Certhel hrabia Wakefield spojrzał na przyjaciela i lekko się
uśmiechnął. Nie mógł uwierzyć, że zobaczył przyjaciela po
tylu latach. Michael w ogóle się nie zmienił. Dla niego czas się
zatrzymał, a dla Petera gnał jak opętały. To była kara, za to,
że rozdzielił kochanków. Wiedział, że jedyną miłością jego
przyjaciela była Catherine. Żona Petera też była zakochana w
Markusie. On jednak był za mocno zapatrzony w siebie i dumny, aby
oddać przeznaczoną mu kobietę przyjacielowi. Unieszczęśliwił w
ten sposób trzy osoby. Jego żona do ostatnich chwil swojego życia
kochała Markusa i to go chciała zobaczyć tuż przed śmiercią,
nie Petera.
Musiał
to wszystko naprawić. Spojrzał na przyjaciela.
-bo
prędzej byś mi odmówił -wychrapał i machnął do osób
przebywających w jego sypialni dając im w ten sposób znać, aby
wyszli. Nikt nie kwestionował tego. W pospiechu opuścili pokój.
Został tylko on i Markus i układ, który miał zawisnąć miedzy
nimi.
-co
się stało? -zdziwiony głos Michaela przywrócił jasność
myślenia Petera. Musiał się skupić, bo od Markus zależało życie
jego rodziny.
Bianka
Certhel, córka Petera i Catherine leżała właśnie w swoim łóżku,
miała zakaz wychodzenia ze swojej sypialni, dopóki ojciec jej nie
wezwie. Denerwowała się, bo właśnie wolałaby przebywać przy
umierającym ojcu, niż siedzieć tu zamkniętą.
Jej
służąca przyszła przed chwilą informując ją, że jej ojciec ma
gościa. Księcia Markusa, syna księcia Vincentego. Bianka często
słyszała o starym przyjacielu ojca. Ponoć coś ich poróżniło,
nigdy nie dociekała co. Oczywiście każdy znał książęcą
rodzinę. Byli przecież najwyżej tytułowanymi ludźmi tuż po
królu. Obecny książę Bradford miał syna, który za jakiś czas
miał przestać być kawalerem i córkę, która była zaledwie o dwa
lata starsza ode Bianki.
Wstała,
gdy usłyszał pukanie. Martha wsunęła głowę do pokoju.
-panienko,
ojciec panienkę wzywa... -Bianka w tym momencie poczułam
przechodzące nieprzyjemne dreszcze. Coś było nie tak.