sobota, 6 sierpnia 2016

Rozdział 2


Do Wakefield dotarli chwilę przed południem. Michael o mało nie wypluł własnego kręgosłupa. Czuł się źle, a spotkanie z ciężko chorym przyjacielem wprowadzało go w coraz większe przygnębienie. Była jednak też ekscytacja. Nie widział Petera tyle lat, że miał ochotę frunąć do niego na skrzydłach.
Jego służący zastukał kołatką w dobrze znane Michaelowi drzwi. Ogromne brązowe 'wrota' widziały i odczuwały zabawy jakie urządzali sobie chłopcy, za nim na każdego zrzucono brzemię tytułu. To był szczęśliwy okres dla ich obu. Kochali się wtedy jak bracia, żaden z nich nawet nie podejrzewał, że pewnego dnia coś ich poróżni.
Michael wyprostował się, kiedy drzwi otworzyły się i stanęła w nich niska służąca. Wyglądała jakby była przerażona gośćmi. Michael miał ochotę ją odsunąć i bez żadnych wyjaśnień po prostu wejść.
-książę Markus, do hrabiego Wakefield -Misha zasępił się, gdy usłyszał tytuł jakim go zapowiedział służący. Wiedział oczywiście, że tym sposobem szybciej dostaną się do środka i nikomu nie trzeba będzie się tłumaczyć, ale nie znosił tego.
Służąca zaprosiła ich do środa, a łysawy kamerdyner, który wyrósł tuż przed Michaelem zaprowadził go do pokoju gościnnego, gdzie mógł zmyć z siebie zapach konia i tonę kurzu.
Co nie zmieniało faktu, że miał ochotę od razu pobiec do przyjaciela i się z nim przywitać.
Przy toaletce obmył twarz i dłonie. Nałożył na siebie czyste ubranie i z bladym uśmiechem wyszedł z komnaty. Ruszył korytarzem w stronę sypialni przyjaciela. Dobrze znał ten dom, nikt nie musiał go oprowadzać. Z zamkniętymi oczami trafiłby do każdego pomieszczenia, które by mu wskazano do odnalezienia.
Przed sypialnią przyjaciela stało dwóch mężczyzn. Michael stanął przed nimi i zmierzył ich wzrokiem. Górował nad nimi. Emanowała z niego siła, tytuł książęcy miał wypisany na twarzy. Nikt nawet nie podważał tego.
-książę Markus...
Oboje lekko się skłonili i otworzyli drzwi. Michael ledwo powstrzymał się od przewrócenia oczami. Tytuł...
Kiedy tylko przekroczył próg sypialni, odczuł wiszącą w niej śmierć. To nie zapowiadało nic dobrego.
Zbladł, gdy zobaczył przyjaciela leżącego na dużym łożu. Kiedyś potężny mężczyzna, teraz ginął pośród pościeli.
Michael chwiejnym krokiem ruszył w stronę łóżka. Nie przejmował się dziwnymi spojrzeniami ludzi przebywających wraz z chorym. Łzy stanęły mu w oczach. Musiał zagryźć mocno zęby, aby nie pozwolić wydobyć się im z moich oczu.
-Peter -wyszeptał i upadł tuż przy łóżku. Cały widok go przytłoczył, złamał. Nie mógł patrzeć na bezwładne ciało. Zamknął oczy i oparł czoło o łóżko.
-Michaelu, to ty... -podniósł głowę jak tylko usłyszał cichy głos przyjaciela.
-Peter... Mój Boże... dlaczego tak późno mnie wzywasz?
Peter Certhel hrabia Wakefield spojrzał na przyjaciela i lekko się uśmiechnął. Nie mógł uwierzyć, że zobaczył przyjaciela po tylu latach. Michael w ogóle się nie zmienił. Dla niego czas się zatrzymał, a dla Petera gnał jak opętały. To była kara, za to, że rozdzielił kochanków. Wiedział, że jedyną miłością jego przyjaciela była Catherine. Żona Petera też była zakochana w Markusie. On jednak był za mocno zapatrzony w siebie i dumny, aby oddać przeznaczoną mu kobietę przyjacielowi. Unieszczęśliwił w ten sposób trzy osoby. Jego żona do ostatnich chwil swojego życia kochała Markusa i to go chciała zobaczyć tuż przed śmiercią, nie Petera.
Musiał to wszystko naprawić. Spojrzał na przyjaciela.
-bo prędzej byś mi odmówił -wychrapał i machnął do osób przebywających w jego sypialni dając im w ten sposób znać, aby wyszli. Nikt nie kwestionował tego. W pospiechu opuścili pokój. Został tylko on i Markus i układ, który miał zawisnąć miedzy nimi.
-co się stało? -zdziwiony głos Michaela przywrócił jasność myślenia Petera. Musiał się skupić, bo od Markus zależało życie jego rodziny.
Bianka Certhel, córka Petera i Catherine leżała właśnie w swoim łóżku, miała zakaz wychodzenia ze swojej sypialni, dopóki ojciec jej nie wezwie. Denerwowała się, bo właśnie wolałaby przebywać przy umierającym ojcu, niż siedzieć tu zamkniętą.
Jej służąca przyszła przed chwilą informując ją, że jej ojciec ma gościa. Księcia Markusa, syna księcia Vincentego. Bianka często słyszała o starym przyjacielu ojca. Ponoć coś ich poróżniło, nigdy nie dociekała co. Oczywiście każdy znał książęcą rodzinę. Byli przecież najwyżej tytułowanymi ludźmi tuż po królu. Obecny książę Bradford miał syna, który za jakiś czas miał przestać być kawalerem i córkę, która była zaledwie o dwa lata starsza ode Bianki.
Wstała, gdy usłyszał pukanie. Martha wsunęła głowę do pokoju.

-panienko, ojciec panienkę wzywa... -Bianka w tym momencie poczułam przechodzące nieprzyjemne dreszcze. Coś było nie tak.

4 komentarze:

  1. Super rozdział :D cieszę się, że nie zrezygnowałaś i dalej piszesz to opowiadanie, nawet jeśli części pojawiają się w dużych odstępach czasowych. :D Pozdrawiam i życzę dużo weny ;)
    Ps. Czekam na następny rozdział ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że nie zrezygnowałam 😉 opowiadanie będę kontynuowane 😁
      Pozdrawiam 😘

      Usuń
  2. Hej zakładasz tu jeszcze jak tak proszę napisz coś co kolwiek by osoby takie jak ja czekające na następną część wiedziały ze maja na co czekać
    Pozdrawiam Adida

    OdpowiedzUsuń
  3. Zastanawiam się czy ktokolwiek wciąż czeka i czy jest sens

    OdpowiedzUsuń