czwartek, 8 października 2015

Rozdział 25



obecnie
Markus z krzywą miną wcisnął się w mundur. Chciało mu się śmiać. Przecież dobrze wiedział, co będzie się działo na tym spotkaniu. Często uczestniczył w takich zebraniach. Wielu takich jak on chciało wrócić do służby. Zawsze kończyło się tym samym. Każdego odprawiano z kwitkiem. Tak pewnie też będzie z nim, albo przynajmniej taką miał nadzieję.
*
Wszedł do pomieszczenia, tak małego, że dziwił się że znalazło się w nim aż dwanaście osób.
-Markusie -najstarszy z nich przywitał się z nim. Reszta siedziała i wpatrywała się w niego. Cudownie.
-generale -Markus skłonił głowę, odłożył czapkę i usiadł na wyznaczonym miejscu.
-postanowiliśmy rozpatrzeć twoją prośbę.
Markus lekko się uśmiechnął. Postanowili rozpatrzeć jego prośbę, jakie to szlachetne.
-tak?
-postanowiliśmy, pozwolić wrócić ci na front, majorze.
Markus nie wiedział co ma odpowiedzieć. Tego się nie spodziewał.

Julia była zła. Siedziała w salonie i piła już chyba z piątą herbatę. Felicja mówiąc jej, że Markus postanowił wrócić do armii doprowadzała ją do szału. Przecież on nie mógł jej tego zrobić!
Wtedy usłyszała zatrzaskujące się drzwi. Odwróciła się w tamtą stronę i zobaczyła Markusa. Opierał się o laskę. Było to dla niej dziwne. Odkąd postawił tu nogi, nie używał jej. Teraz strasznie utykał na nogę. Jednak nie to przyciągnęło moją uwagę. Miał na sobie mundur! Wyglądał w nim tak, że Julia zapomniała jak się nazywa.
Wlepiła w niego wzrok. Nawet nie zauważyła kiedy do niej podszedł.
-Julio -wyszeptał.
Filiżanka, którą Julia trzymała w dłoni upadła na jej suknie.
-o Boże -jęknęła i szybko wstał.
-cieszę się, że wywołuję w tobie takie reakcję -uśmiechnął się
-jak ci poszło? -zapytała
-już wiesz?
-wszyscy wiedzą -odparła
-poszło mi tak jak powinno -uśmiechnął się
-kiedy wracasz?
-za kilka dni
Julia zacisnęła usta w prostą linię. Nie mogła uwierzyć, że on mówi o tym tak spokojnie. Przecież łamał jej serce!
-ale za nim to się stanie -Markus upadł przed nią na kolana -czy zechcesz zostać moją żoną?
To był cios dla Juli. Upadła na kanapę. To było coś czego się nie spodziewała.
-Julio -szepnął nachylając się nad nią.
-nie -odepchnęła go od siebie
-co?
-jak ty sobie to wyobrażasz?! -zapytała oburzona.
-no jak? Będziemy się kochać, aż śmierć nas nie rozłączy.
-śmierć? Rozumiem, aż nie zginiesz.
-nie rozumiem.
-jesteś chyba głupszy niż myślałam!
*
To chyba był jeden z tych najgorszych dni w życiu. Markus spakował kilka ubrań do kufra. Miał przecież spędzić tam kilka dni. Nawet nie wiedział co będzie robił po powrocie, ale na pewno nie mógł mieszkać tu. Myślał o tym aby przenieść się do Londynu i poczekać na jakąś odpowiednią kobietę. Która zechce zostać jego żoną.
Zacisnął dłonie. Nie chciał innej, chciał Julię.
Przy drzwiach stała jego matka.
-wracaj szybko -szepnęła przytulając go do siebie
-jestem dumny z ciebie, synu -Bradford przytulił syna. Markus był zdziwiony jego zachowaniem.
-wróć szybko, bracie! -krzyknęła Felicja.
Markus pokiwał głową w odpowiedzi. Miał już wychodzić, gdy na schodach pojawiła się Julia. Serce Markusa podeszło mu do gardła.
-a ze mną się nie pożegnasz? -zapytał schodząc delikatnie po schodach
Markus ominął ojca i podszedł do schodów. Nie patrząc na nikogo pochwycił Julię w ramiona.
-będę na ciebie czekać -szepnęła mu do ucha.
Nadzieja wróciła do Markusa.
-wyjdziesz za mnie? -zapytał szeptem, tak żeby nikt inny nie słyszał.
-oddasz to mojemu bratu? -odsunęła się i podała mu białą kopertę.

-oczywiście.

2 komentarze:

  1. Wow czekam na dalszą część świetna ^^ masz dar do pisania... pozdrawiam
    ( Rose)

    OdpowiedzUsuń