(Lady Aleksandra)
Julia jak tylko usłyszała zbliżające
się głosy mężczyzn, schowała się w izbie stajennego. Nie miała
ochoty, aby Bradford wiedział, że była tu z Markusem, sam na sam.
-co jest maleńka? -usłyszała
delikatny głos Markusa. Wychyliła głowę za drzwi. Zobaczyła
Markusa głaskającego Lenobie.
-a ty maleńki -zwrócił się do
źrebaka -mam nadzieję, że nie odziedziczyłaś ochoty, zjadania
moich ubrań -przerwał, a na jego usta wyszedł uśmiech. Taki
cudowny uśmiech, że Julia przestała oddychać. -mam nadzieję, że
kiedyś wybierzemy się na spacer -klepnął konia w szyję i
wyszedł.
Julia wpatrywała się w niego jak
zahipnotyzowana. Nie mogła dalej się przed tym bronić, nie
mogła... ale musiała.
Przecież nie mogła sobie pozwolić na
TO z księciem Markusem. Gołym okiem było widać, że jej nie
znosi, a ona jego. To przez niego jej brat wybrał armię zamiast
zostać z rodziną!
Codziennie modliła się, aby wrócił
cały i zdrowy.
-musi wrócić -szepnęła sama do
siebie.
Zdeterminowana wróciła do rezydencji.
Przy drzwiach zobaczyła, Maje -osobistą służkę matki. Rozglądała
się jakby czegoś szukała, gdy jej spojrzenie padło na Julie, na
jej twarzy wyszedł uśmiech.
-panienko, pani matka szuka panienki
-przysnęła na słowa służącej.
-coś się stało? -zapytała
-nie, tylko zjawiła się krawcowa z
sukniami do przymiarki. Przyjechała prosto z Londynu, moja pani
-Julia skrzywiła się. To była ostatnia rzecz o której marzyła w
tym momencie.
Markus wstał tego ranka mało
wypoczęty. Całą noc śnił o Juli, o jej delikatnej skórze, o
smaku jej ciała. To było nie dorzeczne! Nie miał prawa nawet
wspomnieć o niej w myślach. Przecież była siostra jego
najlepszego przyjaciela i córką Milforda. Za bardzo ich ceni, aby
robić takie rzeczy. Co on wczoraj zrobił?! Teraz za to powinno go
się powiesić!
Miał tyle problemów na głowie, że
nawet nie chciał wychodzić z łóżka, ale musiał porozmawiać z
matką o Aleksandrze. Prawdopodobnie zjawi się jutro na balu, a
Markus nie miał najmniejszej ochoty oglądać jej osoby. Może uda
się mu jakoś wykręcić się od pójścia na bal do Milfordów.
Ubrał się i zszedł na dół.
Usłyszał głos matki w saloniku, więc tam się udał.
Przystanął przy drzwiach i mocno
zacisnął pięści. Tego się nie spodziewał. Wszędzie by
rozpoznał te ciemne kręcone włosy!
-Alexa -wymamrotał. Jak na zawołanie,
kobieta siedząca do niego tyłem odwróciła się. Wiedział dobrze,
ze go nie usłyszała, ale ona zawsze potrafiła wyczuć jego
obecność.
Uśmiechnęła się, nawet uśmiech się
jej nie zmienił. Nagła fala gorąca przeszyła jego ciało. Nie
inaczej, zawsze jego ciało tak na nią reagowało. Mimo upływu lat
i zranionego serca, dalej tak było. Musiał się jakoś uspokoić.
Nawet nie pomyślał, że uda mu się
to tak szybko. Wystarczyło zobaczyć, że dłoń Alexy spoczywa na
dłoniach Juli. „Jakim prawem ona trzyma moją Julie za dłonie?!”
W tym momencie miał ochotę ją zabić.
-Markusie -usłyszał głos babki.
Odwrócił wzrok w kierunku hrabiny Bronxton. Po śmierci hrabiego
jego żona za zgodą Bradforda przyjęła tytuł po zmarłym mężu.
-babciu -wyszeptał podchodząc do
starszej kobiety. Przytulił się do niej. Po śmierci męża bardzo
się zmieniła. Była taka ciepła...
Gdy się już uwolnił z ramion banki,
zwrócił się w stronę swojego koszmaru.
-Lady Aleksandro -wymamrotał całując
ją w dłoń. Nie mógł uwierzyć, że kiedyś go tyle z nią
łączyło, a teraz tyle samo dzieli. Miał ochotę się roześmiać,
ale wiedział że to nie pora i miejsce.
Uśmiechnął się jednak pod nosem,
gdy odkrył, że jednak jego ciało nie reagował tak jak kiedyś.
Zawsze przy dotyku jej ciała, przechodziły po nim elektryczne
impulsy, a teraz poczuł tylko chłód jej skóry. Odkrył, że to
osoba obok niej działa na niego dość niebezpiecznie. Czuł na
sobie jej palące spojrzenie.
-Julio -wyszeptał biorą jej maleńka
dłoń w swoją. O tak to było to. Przyjemny dreszcz przeszedł jego
ciało. Spojrzał na nią. Zarumieniła się, uśmiechnął się
wyszczerzając przy tym zęby. I tak naprawdę zaczęło mu się to
podobać.
Spojrzał ukradkiem na Alexę,
przyglądała się im się z morderczym wzrokiem. To było bardzo
zabawne.
-witaj książę -usłyszał delikatny
głos Juli, który przeszedł po jego całym ciele i ulokował się w
nie odpowiednim miejscu. musiał jak najszybciej się od niej
oddalić.
-mamo -podszedł do matki i mocno ją
przytulił. Od kiedy wrócił miał ochotę trzymać ją wiecznie w
ramionach.
-ciociu Anne Marie -ukłonił się
-Milfordzie -podał dłoń przyjacielowi ojca -ojcze -skłonił się
i usiadł jak najdalej Alexy. Zapadała grobowa cisza.
„No to narobiłem... -powiedział sam
do siebie”
Bardzo fajna część. Jeśli mogę spytać ile mają stron części ? Pozdro Ari.
OdpowiedzUsuńJednej rozdział ma 2 strony A4 pisane ręcznie... A na kompie tak 1,5 strony A4.
Usuńpozdrawiam
Widzę, że nie tylko ja piszę ręcznie.
UsuńPrzynajmniej można to wszystko zabrać ze sobą wszędzie... Kiedyś pisałam tylko na kompie, ale teraz... Wolę pisać ręcznie:)
UsuńPodaj mi swojego maila
Usuńyasma@interia.pl
Usuń