czwartek, 30 lipca 2015

Rozdział 12


Powolnym krokiem weszli na salę balową. Markus nawet nie zauważył, kiedy Felicja puściła jego ramię i udała się w stronę przyjaciółki. Został sam z Julią, która kurczowo trzymała się jego ramienia.
-nie bój się -rzucił ciągnąć ją w stronę ich matek.
Na jego szczęście ludzie ustępowali im z drogi. Markus przez to mógł swobodnie manewrować z laką.
Choć nie była mu potrzebna. Julia dobrze sprawowała się w roli podpórki.
-Markusie -wyjąkała
-będzie dobrze -szepnął lekko nachylając się w jej stronę. Poczuł od razu zapach jej włosów -od teraz będę jedynym twoim adoratorem -dodał trochę zachrypniętym głosem.
-Markusie -usłyszał dobrze mu znajomy głos.
-Alexandro -powiedział i odwrócił się w jej stronę.
-jak to miło z twojej strony, że dotrzymujesz towarzystwa Juli, za nim znajdzie się odpowiedni towarzysz. -spojrzała w stronę Juli, a w Markusie krew się zagotowała -Julio
-mnie jest bardzo miło, że tylko ja będę jej towarzyszył tego wieczoru -mówiąc to ucałował dłoń Juli.
Aleksa cała poczerwieniała. Markus wiedział, że jest o krok od wybuchnięcia. „masz za swoje żmijo”
-Julio, kochana -zwróciła się ponownie w stronę Juli
-milady -wyszeptała Julia
-nie chciałabyś dołączyć do mnie, przy stoliku? -zapytała
-zaraz do ciebie dołączymy. Teraz musimy iść się przywitać -nie czekając na jej odpowiedź, Markus pociągnął za sobą Julie.
-dlaczego jej tak nie lubisz? -zapytała zdziwiona Julia
-mam ku temu powody -odparł zły.
Nie miał ochoty rozmawiać teraz na temat Alexy. To była największa zmora jego życia.
-Alexo, ukochana -wyszeptał przy jej uchu
-książę -roześmiała się
-przejdźmy się, kochanie
-oczywiście
Jak tylko wyszli z domu, wpadli w czerń nocy. Markus od razu wpił się w jej usta. To było to co mu było potrzeba.
-jeszcze kilka miesięcy i będziesz na zawsze moja -wyjąkał
-już jestem -odparła sięgając do jego krocza.
-Alexo, nie tu i nie teraz
-kocham cię -mówiąc to przytuliła się do niegodziwych
-ja cię bardziej...
-ty kochasz moje ciało -odparła z uśmiechem
-a ty moje pieniądze -roześmiał się
-to jest oczywiste -powiedziała i lekko się od niego odsunęła
-ranisz moje uczucia -Markus teatralnie złapał się za serce i lekko zatoczył do tyłu.
Alexa roześmiała się i popchnęła lekko do tyłu Markusa. Ten upadł na plecy. Alexa stanęła nad nim, a po chwili uciekła.
Markus podniósł się. To była ich najlepsza zabawa. Markus za nią biegł, a później tarzali się po trawie.
Tym razem było inaczej. Alexa uciekła na wrzosowisko. Markus się bał, że się zgubi, więc szybko pobiegł za nią.jednak to co tam zobaczył bardzo go zdziwiło. Alexa leżała na rozłożonym kocu.
-chodź do mnie... chcę... -wyjąkała”
-Markusie, czy wszystko w porządku? -usłyszał delikatny głos Juli.
Już nie był na wrzosowisku, już nie miał siedemnastu lat.
-wszystko dobrze -odparł -chodźmy.

Julia była zdziwiona zachowaniem Markusa. Miała wrażenie, że na chwilę odpłynął bardzo daleko, gdzie ona nie miała wstępu.
Tak naprawdę mało o nim wiedziała. Praktycznie całe swoje wczesne dojrzewanie spędziła we Francji. Nie widziała go zbyt często. Najdłuższym momentem kiedy go widziała, było spotkanie na łące, a potem widział go już w powozie, który wiózł go do armii.
tych dwoje musiało coś łączyć”
-Julio -usłyszała głos matki. Lekko się do niej uśmiechnęła.
Harbina matka, bardzo pięknie prezentowała się w zielonej sukni.
-mamo, ciociu Caroline -ukłoniła się lekko
-mamo, Anne Marie -Markus skłonił się nisko
-synku -Caroline szybko pochwyciła syna w ramiona
-mamo...
-czyżbyś się poczuł zawstydzony, książę? -zapytała Julia
-oczywiście, że nie -odparł -a teraz moja panie wybaczą -skłonił się i odszedł.
Julia trochę spanikowała, przecież obiecał jej, ze nigdy ją nie zostawi samej.
-Markusie -szepnęła.
Mogła oddać swoja duszę, za to że nie mógł jej usłyszeć, ale odwrócił się i spojrzał na nią.
-zaraz wrócę -wyczytała z ruchu jego warg.
Julia lekko skinęła głową i odwróciła się w stronę kobiet. Nachyliła się w ich kierunku, aby usłyszeć o czym dyskutowały. Nawet nie zauważyła, że stanęła obok nich inna kobieta.
-Julio, to jest Lady Martha -zwróciła się do niej matka
-witam panią -lekko dygnęła
-to jest twoja córka? -zapytała
-tak -odparła z uśmiechem Anne Marie
-musicie poznać mojego syna -rzuciła
Julia zacisnęła dłonie w pięści. Nie miała ochoty poznawać nikogo, a szczególnie jakiegoś młodzieńca.
Syn Lady Marthy, vicehrabia Bertnot okazał się młodziutkim piegowatych chłopcem. Julia miała wrażenie, że jest młodszy od niej o całą dekadę. Oczywiście pasował doskonale do standardów kandydata na męża według całej arystokracji.
-może zaszczyciła by mnie milady i zatańczyłabyś ze mną -zapytał lekko sepleniąc.
Julia, nie wiedziała co zrobić. Przecież nie chciała z nikim tańczyć, ale to nie było grzeczne odmawiać.
-ta panienka zatańczy ze mną -Julia wzdrygnęła się na dźwięk stanowczego głosu Markusa.
-Markusie -szepnęła księżna Caroline
-czy zechciałabyś mi towarzyszyć w czasie tańca? -skłonił się lekko i wystawił dłoń w jej stronę.
Julia szybko położyła swoją dłoń na jego. Chciała znaleźć się jak najdalej od piegowatego lordzika, który natarczywie wlepiał swój wzrok w jej dekolt.

Gdy Julia i Markus oddawali się tańcom, z ciemnego rogu sali przyglądała im się „nieznajoma” postać. Nie była zadowolona z tego, że oni są tak blisko siebie. On nie powinien tak jej dotykać, a ona nie powinna tak na niego patrzeć.
-postaram się o to, aby was rozdzielić!

Z drugiego zaś końca sali tańczącej parze przyglądali się dwaj mężczyźni.
-Bradfordzie, czy twój syn czasem nie odprawił kolejnego młodzieńca od mojej córki? -zapytał Milford
-tak mi się zdaje -odparł -od pół godziny twoja córka nie zmieniła partnera przy tańcu.
-myślisz, że on ma jakieś zamiary względem jej?
-na to wygląda -odparł Bradford pocierając dłonią kark
-mam nadzieję, że się nie mylisz -rzucił Milford -bo najpierw będę musiał zabić ciebie, a później jego -dodał z uśmiechem
-myślę, że on jeszcze nie wie, że ma jakieś zamiary w jej kierunku -powiedział Bradford
-jeśli wdał się w ciebie, to mu trochę zajmie... dochodzenie do prawdy -przerwał i dodał -ale mam nadzieję, że jednak tak nie będzie i określi swoje zamiary przed naszym wyjazdem...

-jednego jesteśmy pewni, nie pozwoli jej skrzywdzić.


2 komentarze: