sobota, 25 lipca 2015

Rozdział 11


Markus ostatecznie postanowił się na bal. Przecież to miał być najważniejszy bal w życiu jego siostry i Juli. Obecność Juli słabo jednak go do tego przekonywała. Nie mógł znieść myśli, że jacyś obcy panowie będą się do niej umizgiwać. Nie mógł znieść myśli, że ktoś inny będzie chciał wziąć jego Julie w ramiona.
czy ja nie powinienem tak martwić się o Felicję?”
Już ubrany zszedłem na dół. Rodziców ani Milfordów dawno już nie było. Pewnie już witali przybyłych gości. Jego zadaniem było dostarczyć całe i zdrowe panienki.
Nie tknięte, jak zaznaczył Bradford. Markus zrozumiał, że chodziło mu o Julię.
-Markusie -usłyszała głos Felicji
-gotowe? -zapytał z wymuszonym uśmiechem.
-ja tak, gorzej z Julią -odparła
Markusowi na sekundę krew przestała krążyć w żyłach.
-co się stało? -zapyta zdenerwowany.
-nie chce jechać -odparła cicho.
Westchnął głośno. Kamień sapał mu z serca.
Nic nawet nie odpowiedział, tylko ruszył w stronę schodów. Praktycznie biegł po nich.
Nie pukając wbiegł do jej sypialni. Stała odwrócona do niego tyłem. Wpatrywała się w okno. Jej suknia nie była zasznurowana. Wyglądało na to, że wyprosiła służącą za nim ta skończyła związywać jej suknie.
-Julio -odezwał się cicho.
-Markusie! -krzyknęła, przyciskając do piersi górną część sukni -co tu robisz?
-przyszedłem po ciebie -odparł
Dziewczyna przyglądała mu się z otwartymi ustami.
Przyjrzał się jej i zrobiło mu się gorąco. „chyba mam gorączkę”
-Markusie -wyszeptała
Jej szept owładnął jego ciało.
Chyba tak naprawdę nie wiedział co robi. Ale czy na pewno?
Jakaś niewidoczna siła ciągnęła go do niej.
Robił powolne kroki w jej stronę, gdy wziął ją w ramiona, poczuł spokój. Jego ciało się rozluźniło. Przyciągnął ją jeszcze mocniej do siebie.
Położył swoją twarz w zagłębieniu jej szyi. Poczuł jej zapach.
-Julo -wyszeptał
Poczuł jak jej dłonie zagłębiają się w jego włosach. Z jego ust wydostał się jęk.
-Markusie -usłyszał cichutki głosik -musisz iść, bo się spóźnisz.
-bez ciebie nie idę -wyszeptał, cały czas trzymając ją w ramionach.
-nie chcę iść -szepnęła
-myślę, że pójdziesz -odparł, opierając swoje czoło o jej. Uśmiechał się. Było mu bardzo dobrze. Mógłby ją tak trzymać w ramionach całe życie.
-nie mogę -odparła cichutko, chowając twarz w jego marynarce.
-co się stało, Juli -zapytał
-nie chcę być kolejnym towarem, który należy wybrać z kilkunastu innych. -wyszeptała zagłuszonym głosem.
-słucham -zapytał
Julia wyprostowała się i spojrzała na Markusa.
-nie che, aby ktokolwiek mnie adorował. Nie chcę zostać żoną jakiegoś tam lordzika, bo odpowiada mu mój status. -odparła
Markus spiął wszystkie mięśnie. Nawet przez chwilę na myśl mu nie przeszło, ze ktoś by mógł adorować jego Julię, a późnij ją poślubić. „po moim trupie”
-nie martw się -wyszeptał -obronię cię przed tą całą świtą napalonych dziedziców -odparł z uśmiechem
-Markusie
-daj spokój, Julio -odsunął ją od siebie na długość jego ramion. Spojrzał na jej stopy, a raczej tam gdzie powinny być jej stopy. Teraz były skryte pod suknią. jego wzrok podążył ku górze. Miała takie idealne ciało.
-pomogę ci się ubrać -szepnął, kucając przed nią. Musiał wziąć się w garść. Wziął kilka głębszych oddechów, aby nie przytulić do jej nóg i ich całować.

Julia nie mogła oderwać wzroku od klęczącego przed nią Markusa. Jakby nie fakt, że on... że on... że on...
-Julio -rzucił, gdy uniósł się wraz z jej suknią -odwróć się kochanie -wyszeptał nachylając się nad nią.
Julia posłusznie odwróciła się do niego tyłem. Poczuła jak Markus odsuwa jej włosy z jej karku.
Przeszedł ją przyjemny dreszcz.
-nie martw się, będę przy tobie -wyszeptał jej do ucha.
Zasznurował jej suknie.
-nawet nie pomyślałam, ze potrafisz robić takie rzeczy -odparła z uśmiechem.
-nie ma za co -wyszeptał -a teraz -przyciągnął ją ponownie do siebie -a teraz cię pocałuję -wymruczał przy jej ustach.
To nie był zwyczajny pocałunek. Był taki delikatny, że Julia miała uczucie jakby jego usta w ogóle nie dotykały jej, a to wszystko działo się w jej wyobraźni.
-a teraz możemy iść -dodał odrywając się od jej ust -myślę, że jeśli nie zejdziemy teraz, to Felicja przybiegnie zobaczyć, co tu się dzieje.
Jak na zawołanie drzwi jej sypialni lekko się uchyliły.
Julia lekko się uśmiechnęła.
-już idziemy -odparł Markus
*
Całą drogę na bal Julia ściskała płody sukni. Strasznie się denerwowała. Felicja która siedziała obok, nawet nie zwracała na nią uwagi. Może jakby zaczęły rozmawiać , Julia by się rozluźniła.
Ukradkiem spojrzała na Markusa. Przyglądał się jej z uśmiechem.
-nie martw się -powiedział praktycznie bezgłośnie.
Julia lekko pokręciła głową.
Wiedziała, że nie będzie dobrze.
Wszyscy będę ją traktować jak zwierzynę, którą należy złowić.

Markus nie mógł odwrócić wzroku od Juli. Wyglądała jak przestraszone małe dziecko.
Spojrzał na Felicję. Wiedział, ze zaraz uśnie. Zawsze tak było, więc miał nadzieję, że nie wyrosła z tego.
Jednak za nim to się stało, noga przypomniała mu o swoim istnieniu. Musiał ją wyprostować. Oczywiście nawet nie myślał, żeby usiąść pod skosem.
Wyprostował nogę. Jego stopa schowała się pod fałdami sukni Juli. Otarł nogą o nogę Juli. Chciał ją przy tym rozluźnić, ale sam sobie odniósł ciśnienie.
-Markusie -wyszeptała
-tak?
-czy nie jest ci za ciepło w nogę?
Uśmiechnął się. Jakby wiedziała, gdzie zrobiło mu się ciepło to by już ie pytała tak niewinnie.
-zapewniam cię, że nie. Moja Droga
-Boże, jak te powozy są nie wygodne -jęknęła Felicja
Markus korzystając z nieuwagi Juli, znowu potarł stopę o jej łydkę. Tym razem się zaczerwieniła.
-myślę, że tobie jest za ciepło -dodał
-Julio, czy dobrze się czujesz? -zapytała Felicja -poczerwieniałaś.
Markus znalazł sobie doskonałą zabawę, która doprowadzała go do gorączki.
Z uśmiechem na twarzy poprawił kołnierzyk pod szyją, który nagle zrobił się trochę przyciasny.


Ta kobieta działała na niego. To była niebezpieczna gra.

*****

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz