Markus
ostatecznie postanowił się na bal. Przecież to miał być
najważniejszy bal w życiu jego siostry i Juli. Obecność Juli
słabo jednak go do tego przekonywała. Nie mógł znieść myśli,
że jacyś obcy panowie będą się do niej umizgiwać. Nie mógł
znieść myśli, że ktoś inny będzie chciał wziąć jego Julie w
ramiona.
„czy
ja nie powinienem tak martwić się o Felicję?”
Już
ubrany zszedłem na dół. Rodziców ani Milfordów dawno już nie
było. Pewnie już witali przybyłych gości. Jego zadaniem było
dostarczyć całe i zdrowe panienki.
Nie
tknięte, jak zaznaczył Bradford. Markus zrozumiał, że chodziło
mu o Julię.
-Markusie
-usłyszała głos Felicji
-gotowe?
-zapytał z wymuszonym uśmiechem.
-ja
tak, gorzej z Julią -odparła
Markusowi
na sekundę krew przestała krążyć w żyłach.
-co
się stało? -zapyta zdenerwowany.
-nie
chce jechać -odparła cicho.
Westchnął
głośno. Kamień sapał mu z serca.
Nic
nawet nie odpowiedział, tylko ruszył w stronę schodów.
Praktycznie biegł po nich.
Nie
pukając wbiegł do jej sypialni. Stała odwrócona do niego tyłem.
Wpatrywała się w okno. Jej suknia nie była zasznurowana. Wyglądało
na to, że wyprosiła służącą za nim ta skończyła związywać
jej suknie.
-Julio
-odezwał się cicho.
-Markusie!
-krzyknęła, przyciskając do piersi górną część sukni -co tu
robisz?
-przyszedłem
po ciebie -odparł
Dziewczyna
przyglądała mu się z otwartymi ustami.
Przyjrzał
się jej i zrobiło mu się gorąco. „chyba mam gorączkę”
-Markusie
-wyszeptała
Jej
szept owładnął jego ciało.
Chyba
tak naprawdę nie wiedział co robi. Ale czy na pewno?
Jakaś
niewidoczna siła ciągnęła go do niej.
Robił
powolne kroki w jej stronę, gdy wziął ją w ramiona, poczuł
spokój. Jego ciało się rozluźniło. Przyciągnął ją jeszcze
mocniej do siebie.
Położył
swoją twarz w zagłębieniu jej szyi. Poczuł jej zapach.
-Julo
-wyszeptał
Poczuł
jak jej dłonie zagłębiają się w jego włosach. Z jego ust
wydostał się jęk.
-Markusie
-usłyszał cichutki głosik -musisz iść, bo się spóźnisz.
-bez
ciebie nie idę -wyszeptał, cały czas trzymając ją w ramionach.
-nie
chcę iść -szepnęła
-myślę,
że pójdziesz -odparł, opierając swoje czoło o jej. Uśmiechał
się. Było mu bardzo dobrze. Mógłby ją tak trzymać w ramionach
całe życie.
-nie
mogę -odparła cichutko, chowając twarz w jego marynarce.
-co
się stało, Juli -zapytał
-nie
chcę być kolejnym towarem, który należy wybrać z kilkunastu
innych. -wyszeptała zagłuszonym głosem.
-słucham
-zapytał
Julia
wyprostowała się i spojrzała na Markusa.
-nie
che, aby ktokolwiek mnie adorował. Nie chcę zostać żoną jakiegoś
tam lordzika, bo odpowiada mu mój status. -odparła
Markus
spiął wszystkie mięśnie. Nawet przez chwilę na myśl mu nie
przeszło, ze ktoś by mógł adorować jego Julię, a późnij ją
poślubić. „po moim trupie”
-nie
martw się -wyszeptał -obronię cię przed tą całą świtą
napalonych dziedziców -odparł z uśmiechem
-Markusie
-daj
spokój, Julio -odsunął ją od siebie na długość jego ramion.
Spojrzał na jej stopy, a raczej tam gdzie powinny być jej stopy.
Teraz były skryte pod suknią. jego wzrok podążył ku górze.
Miała takie idealne ciało.
-pomogę
ci się ubrać -szepnął, kucając przed nią. Musiał wziąć się
w garść. Wziął kilka głębszych oddechów, aby nie przytulić do
jej nóg i ich całować.
Julia
nie mogła oderwać wzroku od klęczącego przed nią Markusa. Jakby
nie fakt, że on... że on... że on...
-Julio
-rzucił, gdy uniósł się wraz z jej suknią -odwróć się
kochanie -wyszeptał nachylając się nad nią.
Julia
posłusznie odwróciła się do niego tyłem. Poczuła jak Markus
odsuwa jej włosy z jej karku.
Przeszedł
ją przyjemny dreszcz.
-nie
martw się, będę przy tobie -wyszeptał jej do ucha.
Zasznurował
jej suknie.
-nawet
nie pomyślałam, ze potrafisz robić takie rzeczy -odparła z
uśmiechem.
-nie
ma za co -wyszeptał -a teraz -przyciągnął ją ponownie do siebie
-a teraz cię pocałuję -wymruczał przy jej ustach.
To
nie był zwyczajny pocałunek. Był taki delikatny, że Julia miała
uczucie jakby jego usta w ogóle nie dotykały jej, a to wszystko
działo się w jej wyobraźni.
-a
teraz możemy iść -dodał odrywając się od jej ust -myślę, że
jeśli nie zejdziemy teraz, to Felicja przybiegnie zobaczyć, co tu
się dzieje.
Jak
na zawołanie drzwi jej sypialni lekko się uchyliły.
Julia
lekko się uśmiechnęła.
-już
idziemy -odparł Markus
*
Całą
drogę na bal Julia ściskała płody sukni. Strasznie się
denerwowała. Felicja która siedziała obok, nawet nie zwracała na
nią uwagi. Może jakby zaczęły rozmawiać , Julia by się
rozluźniła.
Ukradkiem
spojrzała na Markusa. Przyglądał się jej z uśmiechem.
-nie
martw się -powiedział praktycznie bezgłośnie.
Julia
lekko pokręciła głową.
Wiedziała,
że nie będzie dobrze.
Wszyscy
będę ją traktować jak zwierzynę, którą należy złowić.
Markus
nie mógł odwrócić wzroku od Juli. Wyglądała jak przestraszone
małe dziecko.
Spojrzał
na Felicję. Wiedział, ze zaraz uśnie. Zawsze tak było, więc miał
nadzieję, że nie wyrosła z tego.
Jednak
za nim to się stało, noga przypomniała mu o swoim istnieniu.
Musiał ją wyprostować. Oczywiście nawet nie myślał, żeby
usiąść pod skosem.
Wyprostował
nogę. Jego stopa schowała się pod fałdami sukni Juli. Otarł nogą
o nogę Juli. Chciał ją przy tym rozluźnić, ale sam sobie odniósł
ciśnienie.
-Markusie
-wyszeptała
-tak?
-czy
nie jest ci za ciepło w nogę?
Uśmiechnął
się. Jakby wiedziała, gdzie zrobiło mu się ciepło to by już ie
pytała tak niewinnie.
-zapewniam
cię, że nie. Moja Droga
-Boże,
jak te powozy są nie wygodne -jęknęła Felicja
Markus
korzystając z nieuwagi Juli, znowu potarł stopę o jej łydkę. Tym
razem się zaczerwieniła.
-myślę,
że tobie jest za ciepło -dodał
-Julio,
czy dobrze się czujesz? -zapytała Felicja -poczerwieniałaś.
Markus
znalazł sobie doskonałą zabawę, która doprowadzała go do
gorączki.
Z
uśmiechem na twarzy poprawił kołnierzyk pod szyją, który nagle
zrobił się trochę przyciasny.
Ta
kobieta działała na niego. To była niebezpieczna gra.
*****
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz