poniedziałek, 22 czerwca 2015

Rozdział 5





Rozdział 5

Markus usiadł w fotel i potarł czoło. Ogólnie to sam nie wiedział co się z nim dzieje. Przy tej dziewczynie nie umiał myśleć racjonalnie. Wszystko o czym rozmawiali sprowadzało się do kłótni. Wiecznie walczyli ze sobą jak pies z kotem.
Już miał zamiar zacząć kląć, sam za siebie, gdy usłyszałem delikatne pukanie.

-wejść -odparłem. Spojrzał w kierunku drzwi i gwałtownie wstał -Julia?
-twoja matka mnie poprosiła, abym cię powiadomiła, że oczekuje na ciebie w gabinecie twojego ojca -Markus zmarszczył czoło. Nie wiedział dlaczego nagle zrobiła się taka oficjalna.
-zaraz zejdę -odparł, gdy za plecami Juli zobaczył Juriego.
-list do panicza -powiedział i podał mi maleńką fioletowa kopertę.
Markus spojrzał na kopertę i ją odłożył. Wiedział od kogo jest ten list. Nie miał ochoty go otwierać, a na pewno nie w obecności Juli.
-nie otworzysz?-zapytała
-to nic ważnego -odparł
-jakby to nie było nic pilnego, to pewnie ten list by nie był tak dostarczony .
-zapewniam cię, że to nic pilnego -odparł -Alexa poczeka -wyrzucił z siebie.
-oczywiście -z tymi słowami opuściła jego pokój.
Markus westchnął i spojrzał na kopertę. Jakim cudem ona dowiedziała się, że on jest w domu?
Wziął kopertę do ręki i rozerwał ją. W środku znajdowała się kartka zapisana skośnym wyraźnym pismem.
„Mój słodki!
Nawet nie wiesz jaka jest moja radość z powodu, że wróciłeś!
Jestem jednak zła, ze mnie nie powiadomiłeś o swoim powrocie. Ale to nic kochanie. Niebawem przyjeżdżam się z Tobą zobaczyć. Powiadomiłam również o tym, Twoją matkę.
Och... nie mogę się doczekać.
Twoja Alexa”
Markus zacisnął w dłoni kartkę. Alexandra była ostatnią osobą, którą miał ochotę się teraz zobaczyć. Nie chciał jej w ogóle widzieć. Bardziej podstępnej i pełnej nienawiści kobiety nie spotkał. Spojrzał na zgniecioną w dłoni kartkę i ogarnął go jeszcze większy gniew.
-Księżna Caroline -wyszeptał i otworzył drzwi. Przy schodach minął zdziwioną Julie. Nie miał ochoty na pogawędki. Minął ja tylko bez słowa. Miał w tej chwili chęć mordu.
Nie pukając wszedł do gabinetu ojca. Caroline siedziała przy sekretarzyku pod oknem, a ojciec przy biurku naprzeciwko niej.
-Alexa -rzucił przy wejściu. Bradford podniósł się z miejsca i podszedł do żony.
-kochanie -zaczęła matka
-jakim prawem? -wymamrotał Markus
-nie wiedzieliśmy nic o tym. Dostaliśmy list, więc po ciebie posłałam -broniła się Caroline
-możesz odmówić, mamo -odparł spokojnie
-ona będzie gościem twojej babki, nie mogę jej odmówić.
-Markusie -wtrącił Bradford -oczywiście ze względu na sytuację, nie pozwolimy jej tu się zatrzymać na noc, ale będziesz musiał zmieść jej obecność, gdy hrabina Adeline z nią tu przybędzie.
Markus zacisnął dłonie, był zły, ale będzie musiał to jakoś przeżyć.
Pełen gniewu rzucił listem od Alexy w płomienie kominka.
Spojrzał jeszcze raz na rodziców i wyszedł.
Już raz podpisał cyrograf z diabłem, drugi raz tego nie zrobi.

Julia stał dalej obok schodów, kompletnie nie wiedząc co się stało. Czuła jednak, że ten list nie wróżył nic dobrego. Alexa? Kto komu daje tak na imię?!
Po zachowaniu Markusa można było odczytać, że osoba nosząca to imię nie jest niczym dobrym i nic dobrego nie wniosła w jego życie.
Stała tak i rozmyślała, aż zobaczyła Markusa wychodzącego z gabinetu, laskę niósł w dłoni, nie opierał się o nią i mocno utykał. Chyba chciał jak najszybciej wyjść.
-Julio -odwróciła się na dźwięk głosu Felicji -co tak stoisz? Wyglądasz jakbyś chciała skoczyć z tych schodów.
-ja? Felicja Ty naprawdę masz bardzo bujną wyobraźnie. -odpowiedziała.
Wzdrygnęły się obie na dźwięk zatrzaskujących się drzwi, za którymi zniknął Markus.
-chodzisz za moim bratem? -zapytała Felicja
-nie... -odparła Julia
-przecież widzę, ze go obserwujesz -dodała Felicja
-Markus był w gabinecie z Twoja matką -odparła zła
-a skąd wiesz? Nie mów, bo wiem -przerwała -bo za nim chodzisz.
Wiem, bo twoja matka ,mnie po niego posłała
-a teraz tu tak stoisz sobie?
-tak... i szukam miejsca, aby się powiesić -z tym słowami zeszłą po schodach.
-a widzisz, chodzisz za moim bratem! -krzyknęła za nią Felicja.
Miała ochotę zawrócić i pójść do swojego pokoju. Spojrzała z dołu na schody i zobaczyła szczerzącą się do niej Felicję.
Nie miała już ochoty się z nią mijać, więc wybrała drzwi wyjściowe. Zacisnęła dłonie i tupnęła nogą. Odwróciła się do drzwi i ruszyła. Przy samych drzwiach usłyszała głośny śmiech Felicji. Miała ochotę w tej chwili ją zabić. Jednak zamiast to zrobić z całej siły trzasnęła drzwiami.
Julia przystanęła i spojrzała na Markusa, który stał na środku podjazdu. Przyglądał się jej ze zdziwioną miną. Ona jednak nie miała ochoty go słuchać. Wzięła płody sukni w dłonie i szybkim krokiem zmierzała do stajni. Nie miała na sobie kostiumu do jazdy konnej, ale nic ją to nie obchodziło. Miała już dość.

Czy jej matka musiała wyjść za hrabiego? Nie mogła po prostu znaleźć sobie męża w wiosce? Przynajmniej teraz Julia pracowałaby w jakimś domu, miałaby swoje życie i nie musiałaby użerać się z Felicją ani z Markusem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz