Rozdział 5
Markus usiadł w fotel i potarł czoło.
Ogólnie to sam nie wiedział co się z nim dzieje. Przy tej
dziewczynie nie umiał myśleć racjonalnie. Wszystko o czym
rozmawiali sprowadzało się do kłótni. Wiecznie walczyli ze sobą
jak pies z kotem.
Już miał zamiar zacząć kląć, sam
za siebie, gdy usłyszałem delikatne pukanie.
-wejść -odparłem. Spojrzał w
kierunku drzwi i gwałtownie wstał -Julia?
-twoja matka mnie poprosiła, abym cię
powiadomiła, że oczekuje na ciebie w gabinecie twojego ojca -Markus
zmarszczył czoło. Nie wiedział dlaczego nagle zrobiła się taka
oficjalna.
-zaraz zejdę -odparł, gdy za plecami
Juli zobaczył Juriego.
-list do panicza -powiedział i podał
mi maleńką fioletowa kopertę.
Markus spojrzał na kopertę i ją
odłożył. Wiedział od kogo jest ten list. Nie miał ochoty go
otwierać, a na pewno nie w obecności Juli.
-nie otworzysz?-zapytała
-to nic ważnego -odparł
-jakby to nie było nic pilnego, to
pewnie ten list by nie był tak dostarczony .
-zapewniam cię, że to nic pilnego
-odparł -Alexa poczeka -wyrzucił z siebie.
-oczywiście -z tymi słowami opuściła
jego pokój.
Markus westchnął i spojrzał na
kopertę. Jakim cudem ona dowiedziała się, że on jest w domu?
Wziął kopertę do ręki i rozerwał
ją. W środku znajdowała się kartka zapisana skośnym wyraźnym
pismem.
„Mój słodki!
Nawet nie wiesz jaka jest moja radość
z powodu, że wróciłeś!
Jestem jednak zła, ze mnie nie
powiadomiłeś o swoim powrocie. Ale to nic kochanie. Niebawem
przyjeżdżam się z Tobą zobaczyć. Powiadomiłam również o tym,
Twoją matkę.
Och... nie mogę się doczekać.
Twoja Alexa”
Markus zacisnął w dłoni kartkę.
Alexandra była ostatnią osobą, którą miał ochotę się teraz
zobaczyć. Nie chciał jej w ogóle widzieć. Bardziej podstępnej i
pełnej nienawiści kobiety nie spotkał. Spojrzał na zgniecioną w
dłoni kartkę i ogarnął go jeszcze większy gniew.
-Księżna Caroline -wyszeptał i
otworzył drzwi. Przy schodach minął zdziwioną Julie. Nie miał
ochoty na pogawędki. Minął ja tylko bez słowa. Miał w tej chwili
chęć mordu.
Nie pukając wszedł do gabinetu ojca.
Caroline siedziała przy sekretarzyku pod oknem, a ojciec przy biurku
naprzeciwko niej.
-Alexa -rzucił przy wejściu. Bradford
podniósł się z miejsca i podszedł do żony.
-kochanie -zaczęła matka
-jakim prawem? -wymamrotał Markus
-nie wiedzieliśmy nic o tym.
Dostaliśmy list, więc po ciebie posłałam -broniła się Caroline
-możesz odmówić, mamo -odparł
spokojnie
-ona będzie gościem twojej babki, nie
mogę jej odmówić.
-Markusie -wtrącił Bradford
-oczywiście ze względu na sytuację, nie pozwolimy jej tu się
zatrzymać na noc, ale będziesz musiał zmieść jej obecność, gdy
hrabina Adeline z nią tu przybędzie.
Markus zacisnął dłonie, był zły,
ale będzie musiał to jakoś przeżyć.
Pełen gniewu rzucił listem od Alexy w
płomienie kominka.
Spojrzał jeszcze raz na rodziców i
wyszedł.
Już raz podpisał cyrograf z diabłem,
drugi raz tego nie zrobi.
Julia stał dalej obok schodów,
kompletnie nie wiedząc co się stało. Czuła jednak, że ten list
nie wróżył nic dobrego. Alexa? Kto komu daje tak na imię?!
Po zachowaniu Markusa można było
odczytać, że osoba nosząca to imię nie jest niczym dobrym i nic
dobrego nie wniosła w jego życie.
Stała tak i rozmyślała, aż
zobaczyła Markusa wychodzącego z gabinetu, laskę niósł w dłoni,
nie opierał się o nią i mocno utykał. Chyba chciał jak
najszybciej wyjść.
-Julio -odwróciła się na dźwięk
głosu Felicji -co tak stoisz? Wyglądasz jakbyś chciała skoczyć z
tych schodów.
-ja? Felicja Ty naprawdę masz bardzo
bujną wyobraźnie. -odpowiedziała.
Wzdrygnęły się obie na dźwięk
zatrzaskujących się drzwi, za którymi zniknął Markus.
-chodzisz za moim bratem? -zapytała
Felicja
-nie... -odparła Julia
-przecież widzę, ze go obserwujesz
-dodała Felicja
-Markus był w gabinecie z Twoja matką
-odparła zła
-a skąd wiesz? Nie mów, bo wiem
-przerwała -bo za nim chodzisz.
Wiem, bo twoja matka ,mnie po niego
posłała
-a teraz tu tak stoisz sobie?
-tak... i szukam miejsca, aby się
powiesić -z tym słowami zeszłą po schodach.
-a widzisz, chodzisz za moim bratem!
-krzyknęła za nią Felicja.
Miała ochotę zawrócić i pójść do
swojego pokoju. Spojrzała z dołu na schody i zobaczyła szczerzącą
się do niej Felicję.
Nie miała już ochoty się z nią
mijać, więc wybrała drzwi wyjściowe. Zacisnęła dłonie i
tupnęła nogą. Odwróciła się do drzwi i ruszyła. Przy samych
drzwiach usłyszała głośny śmiech Felicji. Miała ochotę w tej
chwili ją zabić. Jednak zamiast to zrobić z całej siły trzasnęła
drzwiami.
Julia przystanęła i spojrzała na
Markusa, który stał na środku podjazdu. Przyglądał się jej ze
zdziwioną miną. Ona jednak nie miała ochoty go słuchać. Wzięła
płody sukni w dłonie i szybkim krokiem zmierzała do stajni. Nie
miała na sobie kostiumu do jazdy konnej, ale nic ją to nie
obchodziło. Miała już dość.
Czy jej matka musiała wyjść za
hrabiego? Nie mogła po prostu znaleźć sobie męża w wiosce?
Przynajmniej teraz Julia pracowałaby w jakimś domu, miałaby swoje
życie i nie musiałaby użerać się z Felicją ani z Markusem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz