(Zdjęcie z filmu "Legenda Zorro")
Rozdział 3
Julia spojrzała na niego. Nie
wiedziała czemu tak się jej przyglądał. Nie odwrócił wzroku
nawet kiedy mówiła do niego Caroline. Poczuła dość nieprzyjemne
dreszcze. Zaczęły się jej pocić dłonie, a jej policzki zapłonęły
różem. Była tak skrępowana, że miała ochotę zawinąć się w
swoją suknię i ukryć przed światem.
Teraz już nie wiedziała kim jest ten
człowiek. Markus nigdy tak na nią nie patrzał, oprócz tego dnia
na łące. Wtedy patrzał na nią tak jak teraz. Jego fiołkowe oczy
wywiercały w niej tunel jakby chciały przejrzeć ją na wylot,
dotrzeć do najbardziej ukrytych zakamarków.
Julia wzięła głęboki wdech i
spojrzała na niego lodowatym wzrokiem. Nie może sobie pozwolić na
takie zachowanie. Wyprostowała się i rozluźniła dłonie. Chciała
już mu coś powiedzieć, ale usłyszała głosy zbliżające się do
nich. Odwróciła delikatnie głowę i zobaczyła zbliżającego się
Bradforda i jej ojca. Już zdążyła się przyzwyczaić, że jeśli
nie musieli odprowadzać koni do stajni wchodzili przez ogród. Odkąd
burza uszkodziła Milfordhause mieszkali w Bradford. Minęło już
prawie dwa tygodnie od tamtego momentu, więc Julia zdążyła
zauważyć przyzwyczajenia „wujka” Bradforda.
Z jej zamyślenia wyrwał ją głos
Bradforda, który przystanął i wpatrywał się w postać, która od
samego pojawienia doprowadzała ją do białej gorączki.
-Markusie... -wyszeptał Bradford
podchodząc bliżej -Markusie -Julia spojrzała na Markusa, a on
jakby na zawołanie wstał.
-Bradfordzie -odparł lodowatym tonem.
Julia zmarszczyła brwi. Nigdy nie powiedziałaby, że syn i ojciec
żyją ze sobą w niezgodzie.
-synu....
-ojcze -odparł drżącym głosem.
-synu -Bradford podszedł do Markusa i
przytulił go. Julia przyjrzała się zdziwionej minie Markusa. Była
w szoku, nawet do głowy jej nie przyszło, żeby Markus nie
spodziewał się takiej reakcji ojca. Ona była świecie przekonana,
że tak zareaguje.
Markus stał wplątany w ramiona ojca i
nie miał kompletnego pojęcia co ma ze sobą zrobić. Reakcja ojca
wytrąciła go z równowagi.
-dobrze, ze już jesteś synu
-wyszeptał, przyciągając go jeszcze mocniej.
Markus jeszcze bardziej zesztywniał.
Te słowa miały dwuznaczne znaczenie, ale w jego głosie nie było
słychać, żadnej drwiny, było tam coś innego, co Markus nie
potrafił zdefiniować. Powoli wyswobodził się z objęć ojca. Czuł
się bardzo skrępowany reakcją ojca.
-tato... -wyrzucił wreszcie z siebie i
spojrzał na ojca.
Stali tak chwilę i wpatrywali się w
siebie.
********
Markus przez kolejne dwa dni powoli
dochodził do siebie. Noga odpoczęła po podróży i nie dawała tak
się we znaki jak po przybyciu. Tylko jedni nie dawało mu spokoju, a
raczej jedna osoba... Julia! Ona była wszędzie! Gdzie się nie
obejrzał tam ją widział, przy śniadaniu dogryzała mu, ciągle
coś jej w nim nie pasowało. Markus mocno zacisnął dłonie, gdy
znowu ją zobaczył. Siedziała w sali balowej przy jego pianinie.
Pierwszą rzeczą, którą chciał zrobić, to oderwać dziewczynę
od instrumentu, aby już nie raniła muzyki.
Od kiedy pojawił się Markus, Julia
nie potrafiła poradzić sobie ze swoimi uczuciami. Za każdym razem,
gdy go widziała serce o mało nie wyskoczyło jej z piersi, a na
twarzy zakwitał piękny rumieniec. Nawet nie potrafiła się przed
nim schować. tam gdzie poszła tam był on. Jakby za nią chodził.
Był w domu od dwóch dni, a oni już
zdążyli się posprzeczać z tysiąc razy.
Ciągnąć za sobą nogi szła do sali
balowej. Miała wielką nadzieję, że nikt tu jej nie znajdzie. W
rogu sali na podwyższeniu stało czarne pianino. Pianino Markusa.
Westchnęła i usiadła na ławeczce
przed czarnym instrumentem. Uderzyła parę razy o klawisze i nagle
usłyszała za sobą kroki. Nie chciała się odwracać. Miała
nadzieję, że to jedna ze służących przyszła posprzątać, ale
jednak bardzo się zdziwiła.
Za nim się odezwał, poczuła zapach
jego perfum, które obwałowały jej ciałem. Miała ochotę odwrócić
się i przymilać się jak kotka. Wtulić twarz w jego ciało.
Julio! -krzyknęła sama do siebie
-opanuj się! -powiedziała sobie w duchu.
-mogę? -zapytał, a Julie przeszedł
prąd. Przyjemne uczucie....
Ogarnij się, nie pora tu na miłostki,
ani romansiki -skarciła się w duchu.
-Mogę? -zapytał Markus pochylając
nad siedzącą przy pianinie Julią.
-proszę, przecież to Twoje -mówiąc
to przyciskała klawisze. Markus skrzywił się słysząc dźwięk
klawiszy. Julia chyba też podzielała jego zdanie. Grymas
niezadowolenia widniał na jej twarzy.
Markus usiadł obok Juli i położył
palce na klawiszach. Zagrał pierwszą lepszą melodię, która
wpadła mu do głowy. Od razu poczuł, że jego są sztywne. Miał
wrażenie, że oprócz nogi będą go bolały palce.
-nie pamiętam, kiedy ostatnio grałem
-wymamrotał do siebie
-nie grałeś? -zapytała
-bycie żołnierzem nie idzie w parze z
byciem artystą -odparł -nie miałem tam pianina. -dodał nie
przestając grać.
-miałeś przed sobą wielką
karierę...
-miałem -odparł spokojnie
-to czemu wyjechałeś? -zapytała
Markus spiął wszystkie mięśnie i
uderzył dłońmi o klawisze.
-bo musiałem... -zebrał się na
spokojny ton i odpowiedział. Spojrzał na Julię przestraszoną jego
reakcją i ponownie zaczął grać.
-tak musiałeś -zaczęła złośliwie
-tak musiałeś... namówić mojego brata, żeby poszedł Twoją
drogą! -wykrzyczała
Markus uderzył pięścią w klawisze.
Tego to się nie spodziewał. Przecież nikogo nie zmuszał, ani nie
namawiał! Sam był zdziwiony, kiedy zobaczył Jeremiego. Zacisnął
mocno dłonie. Nie patrzał na nią, był taki zły, że mógłby ją
teraz zabić.
-każdy z nas miał jakiś swój powód,
aby stąd wyjechać.... Julio -wycedził przez zaciśnięte zęby.
-jaki mój brat mógłby mieć powód?
-zaczęła grzecznie -oprócz ciebie, Markusie?! -krzyknęła i
wyszła z sali.
Markus ze złości zaczął walić
rękoma w pianino.
(Książę Bradford stał i wpatrywał
się w kłócącą się parę. Miał ochotę głośno zaśmiać się,
gdy zobaczył jak jego syn uderza o biedne pianino.
Poszedł do Markusa położył dłoń
na jego ramieniu. Poczuł jak się spina.
-nie musisz torturować tego biednego
pianina -Stwierdził Bradford.
Markus wymamrotał coś pod nosem,
czego Bradford nie miał szans usłyszeć. Może i lepiej.
-ach ta miłość, wierci Ci dziurę w
brzuchu, a z dnia na dzień jest coraz gorzej -dodał Bradford.
Książę z uśmiechem patrzał jak
jego syn powoli wstaje z ławeczki, bierze laskę i odchodzi w ślad
za Julią.
Westchnął i usłyszał jakiś ruch za
sobą. Nie musiał się odwracać, aby zobaczyć z kim ma do
czynienia. Poczuł ją.
-musisz go tak dręczyć? -zapytał go
aksamitny głos żony.
-ależ oczywiście kochanie -odwrócić
się i pochwycił żonę w ramiona -muszę na kimś poćwiczyć.
Wyobraź sobie do jakiej wprawy dojdę, gdy któryś z zalotników
skradnie serce mojej małej Felicji -odparł z uśmiechem.
-tak... -roześmiała się Caroline
-już darzę go ogromnym współczuciem.
-ja też...)
Markus był zły, na Julię, na ojca.
Miał ochotę coś rozwalić, albo kogoś zabić. Postanowił jednak
nie kusić losu i na kolację został w swojej sypialni.
Nie miał pojęcia jak długo chodził
po pokoju i zastanawiał się jak wyjść z tej całej sytuacji. Jego
ojciec miał racje, że Julia wierciła mu dziurę w brzuchu. Robiła
to od momentu, gdy otworzyła mu drzwi.
Ale żeby z nią być, musiałby tu
zostać, a on nie chciał tu zostawać. Nie chciał być księciem!
Usiadł do biurka i zaczął pisać
list do dowództwa z prośbą o przywrócenie go na jego stanowisko.
Za nim list dojdzie, a oni to rozpatrzą noga powinna już lepiej
funkcjonować. Zacisnął dłonie, przecież dobrze wiedział jak to
funkcjonowało. Miał znikome szanse, ale musiał spróbować.
Po śniadaniu na, którym Julia
piorunowała go wzrokiem udał się na krótki spacer. Nie mógł na
razie jeździć konno, ale obiecał sobie, że za kilka dni...
-czemu się oszukujesz? -zapytał sam
siebie.
Po spacerze poszedł do sali balowej.
Chciał trochę pograć, muzyka go uspokajała.
Jednak nie było mu dane pobyć samemu.
Na środku sali zobaczył Julię, która trzymała w ręku szable.
-odłóż to -wypowiedział ze strachem
o jej życie.
Spojrzała na niego i uśmiechnęła
się.
-jak myślisz... co to tu robi?
-zapytała patrząc na szable.
-pewnie Bradford i Milford pokłócili
się o coś -odparł podchodząc bliżej Juli.
-zmierzymy się? -Markus przystanął i
spojrzał na nią skołowany.
-Julio... -Julia delikatnie położyła
szablę na podłodze i kopnęła ją w jego kierunku. Dźwięk
szorowania metalu o twardą posadzkę zakłócił ciszę panującą w
około nich. Markus nie podniósł szabli, wzrokiem wodził za Julią,
która wzięła drugą szablę.
-no to co? -zapytała
-Julio... -zaczął, gdy Julia zaczęła
wymachiwać szablą. W trosce o swoje życie podniósł szable.
-to co żołnierzyku? -zapytała Julia
-podejmujesz wyzwanie, czy tchórzysz?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz