poniedziałek, 15 czerwca 2015

Rozdział 3


(Zdjęcie z filmu "Legenda Zorro")

Rozdział 3

Julia spojrzała na niego. Nie wiedziała czemu tak się jej przyglądał. Nie odwrócił wzroku nawet kiedy mówiła do niego Caroline. Poczuła dość nieprzyjemne dreszcze. Zaczęły się jej pocić dłonie, a jej policzki zapłonęły różem. Była tak skrępowana, że miała ochotę zawinąć się w swoją suknię i ukryć przed światem.
Teraz już nie wiedziała kim jest ten człowiek. Markus nigdy tak na nią nie patrzał, oprócz tego dnia na łące. Wtedy patrzał na nią tak jak teraz. Jego fiołkowe oczy wywiercały w niej tunel jakby chciały przejrzeć ją na wylot, dotrzeć do najbardziej ukrytych zakamarków.
Julia wzięła głęboki wdech i spojrzała na niego lodowatym wzrokiem. Nie może sobie pozwolić na takie zachowanie. Wyprostowała się i rozluźniła dłonie. Chciała już mu coś powiedzieć, ale usłyszała głosy zbliżające się do nich. Odwróciła delikatnie głowę i zobaczyła zbliżającego się Bradforda i jej ojca. Już zdążyła się przyzwyczaić, że jeśli nie musieli odprowadzać koni do stajni wchodzili przez ogród. Odkąd burza uszkodziła Milfordhause mieszkali w Bradford. Minęło już prawie dwa tygodnie od tamtego momentu, więc Julia zdążyła zauważyć przyzwyczajenia „wujka” Bradforda.
Z jej zamyślenia wyrwał ją głos Bradforda, który przystanął i wpatrywał się w postać, która od samego pojawienia doprowadzała ją do białej gorączki.
-Markusie... -wyszeptał Bradford podchodząc bliżej -Markusie -Julia spojrzała na Markusa, a on jakby na zawołanie wstał.
-Bradfordzie -odparł lodowatym tonem. Julia zmarszczyła brwi. Nigdy nie powiedziałaby, że syn i ojciec żyją ze sobą w niezgodzie.
-synu....
-ojcze -odparł drżącym głosem.
-synu -Bradford podszedł do Markusa i przytulił go. Julia przyjrzała się zdziwionej minie Markusa. Była w szoku, nawet do głowy jej nie przyszło, żeby Markus nie spodziewał się takiej reakcji ojca. Ona była świecie przekonana, że tak zareaguje.

Markus stał wplątany w ramiona ojca i nie miał kompletnego pojęcia co ma ze sobą zrobić. Reakcja ojca wytrąciła go z równowagi.
-dobrze, ze już jesteś synu -wyszeptał, przyciągając go jeszcze mocniej.
Markus jeszcze bardziej zesztywniał. Te słowa miały dwuznaczne znaczenie, ale w jego głosie nie było słychać, żadnej drwiny, było tam coś innego, co Markus nie potrafił zdefiniować. Powoli wyswobodził się z objęć ojca. Czuł się bardzo skrępowany reakcją ojca.
-tato... -wyrzucił wreszcie z siebie i spojrzał na ojca.
Stali tak chwilę i wpatrywali się w siebie.
********
Markus przez kolejne dwa dni powoli dochodził do siebie. Noga odpoczęła po podróży i nie dawała tak się we znaki jak po przybyciu. Tylko jedni nie dawało mu spokoju, a raczej jedna osoba... Julia! Ona była wszędzie! Gdzie się nie obejrzał tam ją widział, przy śniadaniu dogryzała mu, ciągle coś jej w nim nie pasowało. Markus mocno zacisnął dłonie, gdy znowu ją zobaczył. Siedziała w sali balowej przy jego pianinie. Pierwszą rzeczą, którą chciał zrobić, to oderwać dziewczynę od instrumentu, aby już nie raniła muzyki.

Od kiedy pojawił się Markus, Julia nie potrafiła poradzić sobie ze swoimi uczuciami. Za każdym razem, gdy go widziała serce o mało nie wyskoczyło jej z piersi, a na twarzy zakwitał piękny rumieniec. Nawet nie potrafiła się przed nim schować. tam gdzie poszła tam był on. Jakby za nią chodził.
Był w domu od dwóch dni, a oni już zdążyli się posprzeczać z tysiąc razy.
Ciągnąć za sobą nogi szła do sali balowej. Miała wielką nadzieję, że nikt tu jej nie znajdzie. W rogu sali na podwyższeniu stało czarne pianino. Pianino Markusa.
Westchnęła i usiadła na ławeczce przed czarnym instrumentem. Uderzyła parę razy o klawisze i nagle usłyszała za sobą kroki. Nie chciała się odwracać. Miała nadzieję, że to jedna ze służących przyszła posprzątać, ale jednak bardzo się zdziwiła.
Za nim się odezwał, poczuła zapach jego perfum, które obwałowały jej ciałem. Miała ochotę odwrócić się i przymilać się jak kotka. Wtulić twarz w jego ciało.
Julio! -krzyknęła sama do siebie -opanuj się! -powiedziała sobie w duchu.
-mogę? -zapytał, a Julie przeszedł prąd. Przyjemne uczucie....
Ogarnij się, nie pora tu na miłostki, ani romansiki -skarciła się w duchu.

-Mogę? -zapytał Markus pochylając nad siedzącą przy pianinie Julią.
-proszę, przecież to Twoje -mówiąc to przyciskała klawisze. Markus skrzywił się słysząc dźwięk klawiszy. Julia chyba też podzielała jego zdanie. Grymas niezadowolenia widniał na jej twarzy.
Markus usiadł obok Juli i położył palce na klawiszach. Zagrał pierwszą lepszą melodię, która wpadła mu do głowy. Od razu poczuł, że jego są sztywne. Miał wrażenie, że oprócz nogi będą go bolały palce.
-nie pamiętam, kiedy ostatnio grałem -wymamrotał do siebie
-nie grałeś? -zapytała
-bycie żołnierzem nie idzie w parze z byciem artystą -odparł -nie miałem tam pianina. -dodał nie przestając grać.
-miałeś przed sobą wielką karierę...
-miałem -odparł spokojnie
-to czemu wyjechałeś? -zapytała
Markus spiął wszystkie mięśnie i uderzył dłońmi o klawisze.
-bo musiałem... -zebrał się na spokojny ton i odpowiedział. Spojrzał na Julię przestraszoną jego reakcją i ponownie zaczął grać.
-tak musiałeś -zaczęła złośliwie -tak musiałeś... namówić mojego brata, żeby poszedł Twoją drogą! -wykrzyczała
Markus uderzył pięścią w klawisze. Tego to się nie spodziewał. Przecież nikogo nie zmuszał, ani nie namawiał! Sam był zdziwiony, kiedy zobaczył Jeremiego. Zacisnął mocno dłonie. Nie patrzał na nią, był taki zły, że mógłby ją teraz zabić.
-każdy z nas miał jakiś swój powód, aby stąd wyjechać.... Julio -wycedził przez zaciśnięte zęby.
-jaki mój brat mógłby mieć powód? -zaczęła grzecznie -oprócz ciebie, Markusie?! -krzyknęła i wyszła z sali.
Markus ze złości zaczął walić rękoma w pianino.

(Książę Bradford stał i wpatrywał się w kłócącą się parę. Miał ochotę głośno zaśmiać się, gdy zobaczył jak jego syn uderza o biedne pianino.
Poszedł do Markusa położył dłoń na jego ramieniu. Poczuł jak się spina.
-nie musisz torturować tego biednego pianina -Stwierdził Bradford.
Markus wymamrotał coś pod nosem, czego Bradford nie miał szans usłyszeć. Może i lepiej.
-ach ta miłość, wierci Ci dziurę w brzuchu, a z dnia na dzień jest coraz gorzej -dodał Bradford.
Książę z uśmiechem patrzał jak jego syn powoli wstaje z ławeczki, bierze laskę i odchodzi w ślad za Julią.
Westchnął i usłyszał jakiś ruch za sobą. Nie musiał się odwracać, aby zobaczyć z kim ma do czynienia. Poczuł ją.
-musisz go tak dręczyć? -zapytał go aksamitny głos żony.
-ależ oczywiście kochanie -odwrócić się i pochwycił żonę w ramiona -muszę na kimś poćwiczyć. Wyobraź sobie do jakiej wprawy dojdę, gdy któryś z zalotników skradnie serce mojej małej Felicji -odparł z uśmiechem.
-tak... -roześmiała się Caroline -już darzę go ogromnym współczuciem.
-ja też...)

Markus był zły, na Julię, na ojca. Miał ochotę coś rozwalić, albo kogoś zabić. Postanowił jednak nie kusić losu i na kolację został w swojej sypialni.
Nie miał pojęcia jak długo chodził po pokoju i zastanawiał się jak wyjść z tej całej sytuacji. Jego ojciec miał racje, że Julia wierciła mu dziurę w brzuchu. Robiła to od momentu, gdy otworzyła mu drzwi.
Ale żeby z nią być, musiałby tu zostać, a on nie chciał tu zostawać. Nie chciał być księciem!
Usiadł do biurka i zaczął pisać list do dowództwa z prośbą o przywrócenie go na jego stanowisko. Za nim list dojdzie, a oni to rozpatrzą noga powinna już lepiej funkcjonować. Zacisnął dłonie, przecież dobrze wiedział jak to funkcjonowało. Miał znikome szanse, ale musiał spróbować.
Po śniadaniu na, którym Julia piorunowała go wzrokiem udał się na krótki spacer. Nie mógł na razie jeździć konno, ale obiecał sobie, że za kilka dni...
-czemu się oszukujesz? -zapytał sam siebie.
Po spacerze poszedł do sali balowej. Chciał trochę pograć, muzyka go uspokajała.
Jednak nie było mu dane pobyć samemu. Na środku sali zobaczył Julię, która trzymała w ręku szable.
-odłóż to -wypowiedział ze strachem o jej życie.
Spojrzała na niego i uśmiechnęła się.
-jak myślisz... co to tu robi? -zapytała patrząc na szable.
-pewnie Bradford i Milford pokłócili się o coś -odparł podchodząc bliżej Juli.
-zmierzymy się? -Markus przystanął i spojrzał na nią skołowany.
-Julio... -Julia delikatnie położyła szablę na podłodze i kopnęła ją w jego kierunku. Dźwięk szorowania metalu o twardą posadzkę zakłócił ciszę panującą w około nich. Markus nie podniósł szabli, wzrokiem wodził za Julią, która wzięła drugą szablę.
-no to co? -zapytała
-Julio... -zaczął, gdy Julia zaczęła wymachiwać szablą. W trosce o swoje życie podniósł szable.

-to co żołnierzyku? -zapytała Julia -podejmujesz wyzwanie, czy tchórzysz?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz