poniedziałek, 15 czerwca 2015

Rozdział 1

(Zdjęcie z filmu "Markiza Angelika")

Rozdział 1

Każdy wybój na drodze przypominał Markusowi dlaczego wraca do domu. Skrzywił się, gdy ponownie powóz podskoczył na nierówności drogi. Bolała go cała noga. Miał już dość drogi, ale nie mógł już opóźniać podróży. Przesunął się lekko na ławce i zgiął bolącą nogę.
-psia kość -wycedził przez zęby. Jego służący momentalnie otworzył oczy i spojrzał na niego.
-książę... czy coś się stało? -zapytał zdenerwowany
-nie, nic Juri -odparł Markus próbując się ułożyć.
-może zatrzymamy się w następnej gospodzie.
-nie... nie... chcę już być w domu -odparł.
Markus oparł plecy o ściankę powozu, a bolącą nogę położył na całej długości ławki. Poczuł się od razu lepiej. Na wszelki wypadek umieścił pod nogą jeszcze swój płacz, aby leżał trochę wyżej. Przetarł czoła i spojrzał na Juriego, który przyglądał mu się.
-Juri, prześpij się. Nic mi nie jest. -służący jak na zawołanie zamknął oczy, a po chwili zaczął oddychać miarowo. Usnął -pomyślał Markus.
Za kilka godzin będzie w domu, w swoim domu! Między rodziną. Jego rodziną. Uśmiechnął się sam do siebie na wspomnienie swojej matki. Księżna Caroline będzie zdziwiona, gdy zobaczy go w drzwiach. Tyle razy do niego pisała i prosiła aby wrócił, ale on się poświęcił armii. Westchnął i nagle pokazał się mu obraz ojca : „Caroline, przejdzie mu i wróci. Przestanie się bawić w żołnierzyka i wróci, aby zająć odpowiednie miejsce” zacisnął dłoń w pięści. Tak wrócił, ale nie dobrowolnie. Kazano mu odpocząć, wrócić do domu na czas nie określony. Po prostu go wyrzucili!! przecież dowodził ludźmi najlepiej jak potrafił. Nikt nie miał zastrzeżeń, ale wystarczyło, żeby go postrzelono i już poszedł w odstawkę.
Markus Alexander Berton... Książę Markus! Doprawdy, już nie jest zwykłym żołnierzem...
Im bliżej domu ogarniał go coraz większy strach, nawet nie wiedział dlaczego. Wracał do domu! Przecież gdzieś w głębi duszy, zawsze chciał wrócić do tego miejsca. Do tych łąk, obsianych kwiatami... do boiska za domem, które było zawsze miejscem zabaw jego i Mila. Uśmiechnął się na samo wspomnienie. Pomasował lewy bark, na wspomnienie swojego wypadku. Miał wtedy osiem lat, a Mil siedem. Biegali za piłką, gdy Markus potknął się o wystający korzeń. Strasznie bolało. Jakby nie Jeremi pewnie leżał by tam, aż ktoś by go znalazł, ale teraz był na niego zły! Markus go rozumiał, że nic che wracać, ale mógł zrobić sobie parę dni wolnego i wrócić z nim. Jeremi jednak miał zając jego miejsce, więc nie miał powodu, aby wrócić.
Miał ochotę kląć. W myślach sklął cały świat. Spojrzał na leżącą pod jego nogami laskę i nie mógł uwierzyć, że coś takiego mu się przytrafiło. Prawdopodobnie już zawsze będzie musiał podpierać się o to cholerstwo. Lekarze powtarzali, że to tylko tymczasowe rozwiązanie, ale po ich minach i po tym jak go potraktowali w dowództwie, wiedział że jest gorzej niż mówili.
Przecież mógł jakoś przeżyć te parę miesięcy i wydawać rozkazy z gabinetu. Nie musieli go odsyłać jak niepotrzebną rzecz.
Odesłali go, więc bd musiał się zmierzyć z lękami z dzieciństwa, będzie musiał się zmierzyć z Bradfordem.


Julia właśnie usiadła w kuchni przy stole. Rose właśnie przygotowywała podwieczorek, a ona musiała się po prostu gdzieś schować przed Felicją. Jej „przyszywana” kuzynka była jej najlepszą przyjaciółką, ale dziś miała jej po prostu dość! Od kiedy rodzice powiedzieli im, że organizują bal, na który zostaną wprowadzone i przedstawione, Felicja nie mówi o niczym innym. Najlepiej przebrała by Julię i umalowała. Ona jednak nie chciała się stroić! Chciała być sobą!
Pamiętała jak biegała za Jeremim i Markusem po łące,wtedy bawiła się dobrze. Chciała się dalej tak czuć, ale nie mogła... Markus zaciągnął się do wojska a rok później jego śladem poszedł Jeremi. Była zła na Markusa, musiał namówić jej brata na taką głupotę. Od tamtej pory modliła się codziennie, aby Jeremi wrócił cało do domu.
-Rose... może ci pomogę? -zapytała
-oj... Lady Julio... nie potrzebuję pomocy...
-Julia, tu jesteś -w drzwiach stanęła Felicja. Julia wiedziała, że już dziś nie będzie miała życia.
Felicja zaciągnęła ją znowu do swojej sypialni, która miała się stać i jej na kilka tygodni. Nie wiedziała co strzeliło rodzicom do głowy, żeby tak po prostu wyjechać!
Milfordowie ciągle namawiali parę książęcą, aby pojechali z nimi. Ale wtedy by nikt się nimi nie zajmował. Julia zacisnęła dłonie, czuła się jakby miała pięć lat a nie osiemnaście.
Cała sypialnia Felicji była zawalona sukniami. Nie było nawet gdzie postawić nogi, wszędzie porozsypywane były różnego koloru materiały.
-wyobraź sobie, że za tydzień będziemy mogły założyć którąś z tych sukien i sunąć po parkiecie -wyszeptała Felicja, popychając Julię w głąb pokoju. -albo wiem... -klasnęła w dłonie -poproszę mamę, żeby nas zawiozła do Michaela! On będzie miał coś odpowiedniego dla nas! Albo coś nam uszyje -zaczęła okręcać się dookoła.
Julie jakoś nie pochłonął jej entuzjazm. Ona nie chciała się stroić i iść na ten bal. Nie chciała być towarem, który każdy sobie obejrzy i wtedy stwierdzi, czy warto brać czy nie warto. Nie chciała być oceniana pod względem urody! Chciała żeby ktoś zachwycił się jej inteligencją.
Felicja zawsze jej powtarzała, że mężczyźni nie lubią mądrych kobiet, więc powinny udawać i nie pokazywać swojej mądrości i za dużo się nie powinny udzielać, ale Julia chciała być mądra i żeby każdy o tym wiedział.
Zamknęła oczy i przypomniała sobie historię cioci Caroline. Tez tak chciała! Chciała, żeby tam już na nią czkał narzeczony, żeby nikt nie patrzał na nią jak na zwierzynę!
Chciała, żeby ktoś ją pokochał... taką jaka jest.
A tak w głębi duszy chciała, żeby ten jeden konkretny mężczyzna ją pokochał.
-kocham go i nienawidzę -wyszeptała sama do siebie.
-mówiłaś coś -zapytała Felicja. Julia przecząco pokręciła głową.

Markus otworzył szeroko oczy. Ze snu wyrwało go gwałtowne szarpnięcie.
-jesteśmy na miejscu książę -powiedział Juri. Markus wyjrzał przez okno i zobaczył znajomy budynek.
Powoli wyszedł z powozu i oparł się na lasce. Noga po tak długiej drodze trochę mu zdrętwiała. Pomasował nogę i ruszył do drzwi. Wszędzie panowała przyjemna cisza, którą przerywał dźwięk uderzania laski o zimny beton.
Nie chciał wchodzić od razu do domu i krzyczeć, więc zastukał kołatką w drzwi. Usłyszał, że ktoś zbiega po schodach i na chwile zatrzymał się w holu, jakby się zastanawiał czy na pewno dobrze słyszał. Markus jeszcze raz zastukał kołatką.
Stukot pantofelków rozchodził się po całym holu. Markus od razu pomyślał, że musiała to być Felicja lub jego matka. Jednak bardzo się zdziwił jak drzwi otworzyła mu nieznana dziewczyna.
-a pan do kogo? -zapytała
-ja?
-tak Pan... nie widzę nikogo innego oprócz pana -Markus obejrzał się za siebie. Juri stał za powozem.
-a pani? Bo nie wygląda pani na służącą, no chyba że Bradford wprowadził nowe mundurki służącym -Markus podszedł bliżej dziewczyny i dotknął materiału sukni -jeszcze do tego od samego Michaela. To drogi interes -przerwał -ale znając Księżną Caroline nie zdziwiłbym się.
-kim pan jest i czego pan chce?! -powiedział odsuwając się od niego gwałtownie. Markus chciał już powiedzieć, że chce wejść do własnego domu, gdy w drzwiach pojawił się Henryk, osobisty służący ojca.
Henryk podszedł bliżej i złapał się za twarz. Trochę zbladł. Wyglądał jakby właśnie zobaczył ducha.
-o mój Boże!!! -wreszcie się odezwał. Podszedł i wciągnął Markusa do środka. Piękność, która go przywitała wpatrywała się w nich -książę! Nie mogę uwierzyć -wyszeptał przytulając się do niego. I właśnie wtedy Markus poczuł się jak u siebie i wszystkie lęki, które towarzyszyły mu podczas drogi gdzieś się ulotniły.
-Henryku, przyjacielu... -wyszeptał
-Książę, pańska matka się ucieszy. -powiedział - Wasz ojciec z hrabią Milfordem są w porcie. Powinni niedługo wrócić. -nagle usłyszał tupot na schodach. Podniósł wzrok i zobaczył Felicje.
Gdy go zobaczyła przystanęła.
-Markus?! -zbiegła na sam dół -Markus to ty?! -podbiegła do niego i niezatrzymująca się wtuliła się w niego. Markusowi upadła laska, burząc grobową ciszę w domu.
-Felicja -wyszeptał opierając się na niej.
-Julia, czemu mnie nie zawołałaś? -zapytała oburzona. Wzrok Markusa spoczął na dziewczynie, która go przywitała -ale Ty zawsze chciałaś go tylko dla siebie -Markus spojrzał na dziewczynę, zmrużył oczy i wtedy wszystko nabrało kształtu. Te oczy! Julia! Jego mała Julia.

******************
Kontakt:
e-mail: yasma@interia.pl
facebook: facebook.com/yasmina.org

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz